🐢 Przełożony Klasztoru W Niektórych Zakonach

Można zatem z dużym prawdopodobieństwem przypuścić, że sam rękopis, którego karty wykorzystano do ich oprawy, wchodził niegdyś w skład biblioteki tego klasztoru. Tym samym pergaminowe fragmenty odnalezione w oprawach wągrowieckich starodruków są pozostałością po jak dotąd najstarszym znanym kodeksie rękopiśmiennym z dawnego Ks[iędza] H[ugona] Kołłątaja w Krotoszynie za pierwsze dziesięciolecie Zakładu w niepodległej i wolnej ojczyźnie 1919-1929, Krotoszyn 1929. M. Sobczyńska-Szczepańska, Problem autorstwa kościoła dworskiego w Cieszkowie oraz świątyni trynitarzy w Krotoszynie w świetle źródeł, „Biuletyn Historii Sztuki”, t. 75, 2013, nr 3. Za murami klasztoru. Historiografia lubelskich karmelitanek bosych. Acta Universitatis Lodziensis Folia Litteraria Polonica. DOI: 10.18778/1505-9057.53.04. CC BY-NC-ND 4.0. W niniejszym rozporządzeniu określono obowiązki i wymogi w odniesieniu do budowy, instalacji, użytkowania, sprawdzania i kontrolowania tachografów stosowanych w transporcie drogowym w celu weryfikacji zgodności z rozporządzeniem (WE) nr 561/2006, dyrektywą 2002/15/WE Parlamentu Europejskiego i Rady ( 14) i dyrektywą Rady 92/6/EWG ( 15). Tajemnice klasztoru w Hebdowie. Początki klasztoru w Hebdowie sięgają 1160 roku. Jest to drugi najstarszy klasztor w Małopolsce, pierwszym jest opactwo w Tyńcu – z tym że w Hebdowie zachowało się 90% oryginalnych budynków, a w Tyńcu 70%. Na sanktuarium Matki Bożej składa się zabytkowy kościół i klasztor. Dzieje podkrakowskiego klasztoru Św. Agnieszki na Stradomiu sięgają 1453 r. i wiążą się z kaznodziejską działalnością w Krakowie św. Przełożony wąchockiego Klasztoru Cystersów został mianowany pułkownikiem . M.K. 4 sierpnia 2014, 15:18 4. Ojciec Opat Eugeniusz Augustyn został pułkownikiem Definicje. Przełożony klasztoru w niektórych zakonach. szef klasztoru. Przełożony klasztoru paulinów lub benedyktynów. Przełożony klasztoru paulinów, karmelitów. Zastępca opata. Benedektyn nr 1. na czele częstochowskich paulinów. wiceopat. Jest nowy przełożony klasztoru bernardynów w Warcie. Po ponad 25 latach wraca tu ojciec Andrzej Szczypta, który był proboszczem i gwardianem klasztoru w latach 1987 - 1986. Tym razem Dariusz Skrzypczyk/ więźby dachowej dawnego klasztoru oraz przeprowadzone badania architektoniczne /tj. działania ingerujące w substancję zabytku, mające na celu rozpoznanie i Problemy nadużyć władzy i wykorzystywania seksualnego w żeńskich zakonach poruszono w sierpniowym wydaniu włoskiego pisma jezuickiego "Civilta Cattolica", zbliżonego do Watykanu. Mowa jest o przypadkach szantażu, manipulacji i nieprawidłowości finansowych. "Nadużycia władzy w Kościele. Problemy i wyzwania żeńskiego życia WPHUB. zakonnica. + 2. KM. 03-09-2023 12:49. Trafiła do klasztoru. Nie ukrywa, co robią zakonnice. Chociaż od zawsze uważała się za osobę wierzącą, wcześniej nie myślała, że Kościół odegra tak ważną rolę w jej życiu. Wszystko zmieniło się podczas pewnego kazania. u0ldVTA. Punktem wyjścia w rozważaniach o pokucie w starożytności chrześcijańskiej jest poczucie grzechu i konieczności oczyszczenia się z niego. Tak Kościół rozumiany jako wspólnota ochrzczonych i wierzących w Chrystusa, jak też każdy poszczególny chrześcijanin, od samego początku mieli świadomość istnienia grzechu i grzeszności każdego z członków Kościoła. Przypominała o tym podstawowa prawda wiary głosząca śmierć Chrystusa za nasze grzechy, a na co dzień uświadamiała to modlitwa „Ojcze nasz”, którą każdy codziennie się modlił. Każdy ochrzczony powtarzał czasem kilka razy dziennie: „odpuść nam nasze winy”. Skoro mamy tymi słowami modlić się codziennie, to oznacza, że jesteśmy grzeszni i nieustannie potrzebujemy miłosierdzia Bożego. Św. Augustyn mówił o grzechach codziennych, za które należy zadośćuczynić codzienną pokutą. Istniała zatem świadomość grzechu, który może być zgładzony przez miłosierdzie Boże, człowiekowi czyniącemu pokutę. Przypominały o tym również teksty Pisma Świętego, nad którymi coraz głębiej medytowano. Świadomość popełniania grzechów miała towarzyszyć każdemu chrześcijaninowi, zwłaszcza gdy stawał przed Bogiem aby się modlić. Wyznanie swojej grzeszności było wręcz nakazane wszystkim uczestnikom Eucharystii. Już w najstarszym tekście chrześcijańskim Didache mamy przypomnienie: „gromadźcie się razem, by łamać chleb i składać dziękczynienie, a wyznawajcie ponadto wasze grzechy, aby ofiara wasza była czysta”[1]. To zalecenie jest świadectwem dwóch rzeczy: świadomości grzeszności i konieczności oczyszczania się z grzechów, zwłaszcza wtedy, gdy szuka się kontaktu z Bogiem. Wyznanie grzechów na początku sprawowania Eucharystii było jednym z takich sposobów. Tego wyznania nie można rozumieć jako spowiedzi publicznej, ale jak to mamy we współczesnej liturgii, było to wspólne przeproszenie za grzechy. Jednak każdy w swoim sumieniu miał obowiązek przeprosić Boga za uświadomione własne grzechy. W ten sposób to wyznanie grzechów nie dotyczyło tylko tych, którzy popełnili jakieś szczególne grzechy, ale wszystkich, bo każdy popełniał grzechy codzienne. Zanim jednak chrześcijanin mógł przepraszać za swoje grzechy konieczne było wejście w przyjaźń z Bogiem. To dokonywało się w sakramencie chrztu. Zgodnie z nauką Kościoła każdy człowiek przychodzący na świat potrzebuje obmycia z tego, co nazwano później grzechem pierworodnym. I Kościół oferował chrzest, czyli pierwszą pokutę, dzięki której człowiek otrzymywał odpuszczenie wszystkich grzechów, w jakie popadł bez własnej winy i jakie sam osobiście popełnił. Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player Audycja RDN Małopolska Pierwsza pokuta Przyjęcie chrztu gwarantowało odpuszczenie wszystkich grzechów. Zwyczajnym rodzajem chrztu był ten udzielany w Kościele przez zanurzenie lub polanie wodą. Oczywiście taki chrzest można było przyjąć tylko raz w życiu. Przekreślał on grzeszną przeszłość bez zobowiązywania do jakiegokolwiek zadośćuczynienia a jedynie w okresie przygotowania do chrztu należało podjąć zwyczajne akty pokutne. Przede wszystkim jednaj wymagane było szczere nawrócenie i wyjście z grzesznej sytuacji. Przykładowo. Przed chrztem należało uporządkować życie małżeńskie i zawodowe. W ramach takiego uporządkowania ktoś zajmujący się pracą niemoralną musiał z niej zrezygnować, a związek małżeński musiał być uregulowany zgodnie z etyką chrześcijańską. Dopełniwszy tych warunków, człowiek mógł mieć spokój sumienia i rozpocząć nowe życie w łasce, czyli w przyjaźni i we wspólnocie z Bogiem, oraz w jedności ze wspólnotą, czyli Kościołem. Przyjęcie chrztu nie oznaczało jednak dla nikogo trwałej i absolutnej bezgrzeszności. Jak już zostało wspomniane, chrześcijanie żyli z świadomością swojej grzeszności. Nie oznaczało to jednak utraty życia Bożego, czyli łaski. Tej nie traciło się przez grzechy codzienne, których uniknąć było bardzo trudno. Te popełniane przed chrztem były zmazane w tym sakramencie, natomiast za grzechy popełniane po chrzcie każdy ochrzczony miał obowiązek podejmować czyny pokutne i korzystać z różnych środków, które uważano za skuteczne jako zadośćuczynienie. Każdy jednak musiał robić to na własny rachunek. Kościół tylko podsuwał pewne propozycje. Znane są rady Orygenesa, który wyróżniał siedem sposobów pokuty. Były to; chrzest, męczeństwo, jałmużna, darowanie uraz bliźnim, nawrócenie grzesznika, doskonała miłość i wreszcie „twardy i trudny przez pokutę, kiedy to grzesznik łzami obmywa swoje łoże […] i nie wstydzi się wyznać swego grzechu kapłanowi Pańskiemu”[2]. Inni autorzy wymieniali jeszcze więcej. Dodawali umartwienia, modlitwa innych, walka z wadami, posty, unikanie przyjemności, itd[3]. Podstawową pozostawała jednak modlitwa o „odpuszczenie win” i związana z nią obietnica Chrystusa. Początkowo nikt w tę sferę nie ingerował. Każdy chrześcijanin sam, według własnego uznania podejmował akty pokutne, nikogo o tym nie informując. Była to tzw. pokuta codzienna, do której praktykowania każdy się poczuwał. Już jednak pierwsze wspólnoty chrześcijańskie doświadczyły w sposób bolesny, że chrzest nie chroni przed uczynkami nie dającymi się pogodzić z wymaganiami Kościoła. Pojawiły się przypadki ciężkich wykroczeń, zwłaszcza zaparcia się wiary i bałwochwalstwa. Najczęściej miało to miejsce podczas większych lub mniejszych prześladowań. Ludzi dopuszczających się tego typu czynów usuwano ze wspólnoty. Nazywało się to pozbawieniem komunii, bo istotnie najbardziej widocznym znakiem takiego wykluczenia był zakaz uczestnictwa w Eucharystii i przyjmowania Komunii Świętej. Wykluczeni musieli się z tym pogodzić i problem pozornie był rozwiązany. Druga pokuta Problemu z wykluczonymi z Kościoła nie było do chwili, kiedy niektórzy z nich zaczęli starać się o powrót. Te pojedyncze na początku przypadki wywołały w Kościele dyskusję. Najpierw zaczęto się zastanawiać, czy Kościół może takich ludzi przyjmować. Gdyby tak było, to rodziło się następne pytanie: jak to robić? Ewangelia w tym względzie nie daje jasnych rozwiązań. Odpowiedź na pierwsze pytanie nie była wcale taka oczywista. Gorąca dyskusja rozpoczęła się w drugim wieku i długo nie było jednoznacznych rozstrzygnięć. Zwolennicy powrotu grzeszników powoływali się głównie na władzę odpuszczenia grzechów, jaka Chrystus dał apostołom, a tym samym Kościołowi: „Komu grzechy odpuścicie, są im odpuszczone”. Ta władza miała dotyczyć wszystkich grzechów. Przytaczano przykład Chrystusa, który wszystkim przebaczał. Argumenty wydawały się przekonujące. Jednak przeciwnicy tego rozwiązania powoływali się na świętość Kościoła, z która trudno pogodzić obecność w nim grzeszników. Odwoływano się również do racji duszpasterskich. Przeciwnicy powrotu grzeszników do Kościoła obawiali się osłabienie dyscypliny kościelnej i tym samym częstszych przypadków popełniania grzechów. Skoro – mówili – chrześcijanin będzie miał świadomość możliwości powrotu do Kościoła, po popełnieniu ciężkiego grzechu, to nie będzie się lękał usunięcia z niego. Przypomnijmy: chodzi o jednorazową możliwość. Nie brakowało też głosów przypominających o świętości Kościoła. W takim Kościele nie ma miejsca dla ludzi dopuszczających się grzechów ciężkich po chrzcie. Chrześcijanie nie godzący się na przyjmowanie grzeszników do Kościoła, często sami w ramach protestu odłączali się tworząc Kościół świętych albo czystych. Zastanawiano się również nad sposobem jednania grzeszników z Kościołem. Dyskusje dotyczyły tego jak i kto miałby tego dokonywać, na jakich warunkach. Były to jak widać racje teologiczne i pastoralne. Pokuta publiczna Wreszcie w trzecim wieku zwyciężyło przekonanie, że chrześcijanom, którzy zostali wykluczeni z Kościoła można i należy umożliwić powrót. Apogeum tej debaty nastąpiło po prześladowaniach za Decjusza, w 249 roku. Było to bardzo specyficzne prześladowanie, bo pozornie nie było wymierzone w chrześcijan. Otóż ten cesarz wydał dekret nakazujący wszystkim mieszkańcom Cesarstwa złożyć w stosownym urzędzie zaświadczenie o złożeniu pogańskiej ofiary. Takie zaświadczenia mogli wydawać wyznaczeni urzędnicy. Okazało się, że bardzo wielu chrześcijan takie zaświadczenie złożyło. Formalnie stali się winni bałwochwalstwa i tym samym zostali wykluczeni z Kościoła. Prześladowanie na szczęście nie trwało długo. Gdy ustało wielu z tych wykluczonych z Kościoła – nazwano ich „lapsi”, czyli upadli – chciało do Kościoła wrócić. Co więcej, wielu z nich tłumaczyło, że wcale nie są winni bałwochwalstwa, bo ofiary pogańskiej w rzeczywistości nie złożyło, a tylko postarali się o zaświadczenie. Okazało się, że takie zaświadczenie można było, jak to się popularnie mówi, „załatwić”. Po burzliwych debatach biskupi zgodzili się na powrót tych „upadłych” do Kościoła. Warunkiem było odprawienie pokuty. Jej czas i rodzaj ustalał w każdym przypadku biskup, bo też bardzo zróżnicowana była sytuacja każdego z nich i należało rozeznać ciężar odpowiedzialności. Inna była sytuacja tych, którzy rzeczywiście ofiarę złożyli, a inna tych, którzy tylko postarali się o zaświadczenie. Z kolei nawet wśród tych, którzy ofiarę złożyli, jedni czynili to po torturach, inni bez tego. W zależności od winy starano się ustalić czas trwania pokuty. Jej istotą był zakaz uczestnictwa w Eucharystii i przyjmowania Komunii świętej. Ten zakaz był mierzony latami, a najcięższych przypadkach miał trwać do końca życia. Oprócz tego pokutujący miał obowiązek wypełniać inne czyny pokutne. Zakończenie pokuty wiązało się z udzieleniem pokutnikowi Komunii świętej. Od tej chwili mógł również uczestniczyć w sprawowaniu Eucharystii. Wprawdzie zasady powtórnej pokuty opracowane dla „upadłych” w czasie prześladowań dotyczyły grzechu apostazji, a więc odstępstwa od wiary, ale obowiązywały one również wobec grzeszników wykluczonych z Kościoła za inne grzechy. Przełom jaki nastąpił w trzecim wieku uruchomił cały proces. Przyjmowanie do Kościoła ludzi z niego wykluczonych stało się czymś naturalnym. Dopracowywano tylko sposób w jaki ten powrót miał następować. Trudno jest śledzić jak ten proces przebiegał, ale wiemy jak wyglądał w czwartym wieku, czyli w okresie rozkwitu publicznej pokuty. Rozpoczęcie pokuty miało charakter liturgiczny. Biskup nakładał na pokutnika ręce i określał mu czas jej trwania. Penitent wchodził tym samym do stanu pokutników. Często wyróżniali się oni nawet przez noszenie specjalnego stroju pokutnego. Generalnie pokuta składała się z czterech etapów. Pierwszy etap polegał na przed drzwiami kościoła i proszeniu wchodzących tam o modlitwę. Nazywano tych pokutników „płaczącymi”. Następnie pokutnik mógł już wejść do kościoła i pozostać w nim, w wyznaczonym miejscu, do zakończenia liturgii słowa. Po czym musiał opuścić kościół wraz z katechumenami. Trzeci etap pokuty polegał na tym, że pokutnik pozostawał w kościele w specjalnie wyznaczonym miejscu, ale nie mógł uczestniczyć w liturgii. Często pozostawał w pozycji klęczącej, albo nawet leżąc krzyżem na posadzce. Dopiero odbywając czwarty etap pokuty mógł uczestniczyć w liturgii, jednak bez możliwości przystępowania do Komunii świętej. Dopiero po zakończeniu tego etapu następował moment udzielenia Komunii świętej i tym samym pokutnik wracał do pełnej jedności ze wspólnotą. Etapy czy tez stopnie pokuty były zazwyczaj rozłożone równomiernie. Jeśli więc ktoś miał nałożony dwudziestoletni okres pokuty, to każdy z tych etapów liczył pięć lat. Tylko niebezpieczeństwo mogło skrócić okres pokuty. Oczywiście nad przebiegiem pokuty czuwali wyznaczeni ludzie. Byli to diakoni, ostiariusze, a przede wszystkim biskup. Z każdym etapem mogły być związane lokalne zwyczaje. W Rzymie pokutujący, którzy już byli w kościele, stali ze spuszczonymi głowami, a po skończonej Eucharystii, padali na twarz. Przychodził do nich biskup, który również padał na posadzkę a wraz z nim pozostali wierni. Po chwili modlitwy biskup, a za nim pozostali powstawali i pokutników odsyłano[4]. Na Wschodzie tego zwyczaju nie znano. Natomiast istniała tam praktyka leżenia krzyżem w czasie sprawowania Eucharystii[5]. Pokutnik był też zobowiązany do podejmowania różnorodnych praktyk pokutnych. Nie były one ściśle określone, ale każdy z nich miał świadomość, że winien pościć, poświęcać się dziełom miłosierdzia, rezygnować z rozrywek. Były to praktyki wymagające, stąd już przy przyjmowaniu do stanu pokutników zastanawiano się, konkretnie biskup, czy proszący o pokutę jest w stanie tym wymaganiom podołać. Pokuta miała być lekarstwem i dlatego biskup musiał stosować ją w umiejętny sposób[6]. Zakończenie pokuty i przyjęcie powtórne grzesznika do Kościoła było zazwyczaj aktem publicznym i wręcz uroczystym. Tylko wyjątkowo miało to wydarzenie formę prywatną. Działo się tak np. w przypadku choroby i niebezpieczeństwa śmierci. Wraz z rozwojem praktyki pokutnej zwiększał się katalog grzechów nią zagrożonych. To było w gestii biskupów i synodów. Również czas trwania pokuty za inkryminowany czyn mógł być różny w zależności od regionu. Tytułem przykładu można wspomnieć, że za zabójstwo pokuta mogła trwać dwadzieścia lat. Za kradzież, za przystąpienie do grupy heretyckiej – dziesięć lat[7]. W podobny sposób karano grzechy apostazji, bałwochwalstwa, uciekanie się do praktyk zabobonnych, krzywoprzysięstwa. Znaczną grupę stanowiły grzechy przeciw szóstemu przykazaniu[8]. Pokuta dla wszystkich Zasady dotyczące pokuty obowiązywały wszystkich chrześcijan w jednakowym stopniu, choć z ich egzekwowaniem mogły być czasem kłopoty. Znamienna w tym przypadku jest historia pokuty cesarza Teodozjusza. Był to cesarz o bardzo chrześcijańskich przekonaniach, ale spotkała go bardzo nieprzyjemna historia. W Tesalonice doszło do rozruchów, wywołanych przez tamtejszych kibiców. W tym mieście, tak jak w każdym większym mieście rzymskim, istniały drużyny rywalizujące w wyścigach rydwanów. To był taki ówczesny sport. Zwycięzcy tych zawodów byli bardzo popularni. Właśnie jeden z takich liderów popełnił wykroczenie o charakterze obyczajowym i został uwięziony z polecenia dowódcy tamtejszych służb porządkowych. Wiadomo, był to wojskowy, bo porządek w mieście utrzymywało wojsko. Rozwścieczeni kibice pochwycili wspomnianego dowódcę i go zlinczowali. Prawo cesarskie było w takich przypadkach jednoznaczne i bezwzględne. Do miasta przybyły posiłki wojskowe, mieszkańców spędzono na ówczesny stadion, losowo wybrano 7000 osób i te osoby stracono. Taka była praktyka. Jednak na wieść o tym bisku Ambroży z Mediolanu, bliski współpracownik dworu cesarskiego, napisał do cesarza Teodozjusza list, w którym zarzucił mu odpowiedzialność za śmierć tych mieszkańców Tesaloniki. Napisał mu, że jako cesarz miał takie prawo, ale jako chrześcijanin nie powinien dopuścić do przelewu krwi. W związku z tym stał się winnym śmierci tych ludzi, a co za tym idzie, wykluczył się z Kościoła. W konsekwencji nie może uczestniczyć w Eucharystii, o ile wcześniej nie wypełni pokuty publicznej[9]. Wybuchł wielka awantura. Cesarz nie czuł się winny, bo on własnoręcznie nikogo nie uśmiercił. Dla większości mieszkańców Cesarstwa to był szok. Nie mogli sobie wyobrazić, że cesarz, do niedawna wręcz postać ze świata bogów, ma stanąć wśród pokutników. A jednak biskup nie ustąpił i cesarz, wprawdzie symboliczną, ale pokutę odbył. W ten sposób surowe prawo kościelne zostało zachowane. Narodziny spowiedzi usznej Pokuta codzienna była sprawą indywidualną każdego chrześcijanina. W przypadku grzechów publicznych, karanych wykluczeniem z Kościoła, chcąc podjąć pokutę musiał zwrócić się do swojego biskupa „wyznając mu swój grzech”, a ten nakładał stosowna pokutę. Takie wyznanie grzechów funkcjonowało od chwili, gdy „druga pokuta” stała się możliwa. Z czasem, w niektórych kościołach byli ustanowienie kapłani, do których można było przyjść i wyznać grzechy, radząc się w sprawach pokuty. Było to możliwe, ale tylko w przypadku grzechów publicznie nieznanych. Była to zatem forma spowiedzi, która nie była wprawdzie powszechna, ale zyskiwała sobie coraz więcej zwolenników zwłaszcza w Kościele łacińskim[10]. Sposób odprawiania pokuty zmienił się mniej więcej w VI wieku za sprawą mnichów iroszkockich. Nie wchodząc w zbyt drobiazgowe wyjaśniania wystarczy powiedzieć, że chodzi o zwyczaje jakie rozwinęły się w klasztorach w Irlandii. Charakterystyczną cechą życia tych mnichów był bardzo surowy tryb życia oraz troska karność poszczególnych mnichów. Surowy tryb życia oraz umartwienia należały do istoty ich duchowości. Mnisi żyli w przeświadczeniu, że umartwienia i czyny pokutne są wyrazem prawdziwej pobożności. Podejmowali zatem surowe posty, spędzali godziny na modlitwie, często leżąc krzyżem, ale też ujarzmiali swoje ciało przez kąpiele w lodowatej wodzie, zachowując absolutne milczenie, powstrzymując się od snu, podejmując pielgrzymki, itd. Te praktyki miały również zapewnić mnichowi panowanie nad własnym ciałem, a zwłaszcza nad jego grzesznymi popędami. Miały zatem znaczenie terapeutyczne. Były traktowane jako lekarstwo na duchowe schorzenia, lub też środki zapobiegające upadkom. Nad dyscypliną klasztoru czuwał przełożony, którego władza była bardzo szeroka. Między innymi miał on również czuwać nad rozwojem wewnętrznym każdego członka wspólnoty klasztornej. Jednym ze środków do tego służących była kontrola nad praktykami pokutnym podejmowanymi przez poszczególnych mnichów. Zgodnie z tym, co już zostało powiedziane na temat pokuty, każdy mnich był zobowiązany podejmować czyny pokutne za własne grzechy. By im to ułatwić przełożony kontrolował tę sferę życia. W praktyce polegało to na tym, że mnich przychodził do przełożonego i przedstawiał stan swojej duszy, czyli grzechy, które popełnił. To były zarówno przekroczenia przykazań Bożych, ale również reguły klasztornej. Przedstawił również sposób, w jaki za te swoje grzechy chce zadośćuczynić. Mówił zarówno o uczynkach, jak też o myślach. Przełożony korygował te postanowienia. Mógł łagodzić, albo też zaostrzać proponowane środki. Jego zadaniem było też dobierania tych środków stosownie do popełnionych grzechów i możliwości mnicha. Miał być lekarzem duchowym, pomagając mnichowi skutecznie walczyć z grzechem i pokusami. Po takiej rozmowie mnich wracał do swych zajęć, pamiętając w pierwszej kolejności o odprawieniu wyznaczonej pokuty i stosowaniu się do wskazań przełożonego. W ten sposób tworzyła się praktyka zadość czynienia, czyli odprawiania pokuty za grzechy. Przez kilka pierwszych wieków stosowania tej praktyka zasada była jednak taka, że grzesznik wyznawał swój grzech, otrzymywał pokutę i dopiero po jej odprawieniu przychodził do kapłana po rozgrzeszenie[11]. Po jego otrzymaniu powracał do pełnej jedności z Kościołem. Te porady, nazwijmy je spowiedziami, odprawiano okresowo, zwłaszcza po większym niepowodzeniu, czyli gdy mnich miał niepokój sumienia, a potem wprowadzono je systematycznie, często co tydzień, czyniąc zeń praktykę pomocną dla rozwoju duchowego. Z czasem praktyka stosowana przez mnichów zaczęła być stosowana także w odniesieniu do ludzi świeckich. Nie mieli oni przełożonego w osobie opata klasztoru, ale mieli swoich duszpasterzy. W przeważającej części byli to mnisi, podejmujący dzieło najpierw ewangelizacji, a następnie normalne duszpasterstwo. Oni zaczęli pełnić rolę „spowiedników”. Korzystali rzecz jasna z własnego doświadczenia zdobytego w klasztorze. Dla ludzi świeckich praktyka ta stanowiła duże ułatwienie. Przeżywając niepokój sumienia związany z popełnieniem jakiegoś grzechu, szli do kapłana, otrzymywali pokutę i już spokojnie mogli przystępować do Komunii świętej. Oczywiście, kapłan podobnie jak opat wobec mnicha, powinien dobierać pokutę stosownie do penitenta. Pokutę każdy odprawiał we własnym zakresie, często w sposób trudno zauważalny dla innych. Tym samym rodziła się praktyka pokuty prywatnej. Zniknęli ludzie odprawiający pokutę publiczną. Pojawienie się tej formy pokuty oznaczało także możliwość jej powtarzania. W przypadku pokuty publicznej dopuszczano tylko jedną możliwość. Pokuta prywatna była powtarzalna, choć czasem mogła być wieloletnia. Od razu należy wspomnieć o dużych kontrowersjach, jakie się pojawiły w Kościele w związku z tą nowa praktyka pokutną. Synody końca VI wieku mocno oponowały, a nawet potępiały kapłanów pozwalających na powtarzanie pokuty[12]. Można się domyślać, że praktyka ta zaczęła być stosowana pod wpływem działalności mnichów iroszkockich, którzy ją zapoczątkowali. Księgi pokutne Każdy opat z czasem wypracowywał swój system nadawania pokuty. Dla ułatwienia spisywał sobie rodzaj pokuty zadawanej za poszczególne grzechy. Zaczęły powstawać tzw. księgi pokutne („libri poenitentiales”), zwane też penitencjałami. Najpierw służyły one jako pomoc w poszczególnych zakonach, a następnie wszystkim, którzy byli w praktyki pokutne zaangażowani. Dla wielu, zwłaszcza mniej doświadczonych duszpasterzy, była to ogromna pomoc. Księgi pokutne są to zbiory przepisów i zasad, którymi winny się kierować osoby wyznaczające grzesznikowi pokutę, w praktyce byli to mnisi przyjmujący spowiedź od wiernych. Spowiednik miał rozeznać sytuacje i stosownie do tego dobrać tak samo zadośćuczynienie, jak też odpowiednie lekarstwo. Od samego początku księgi pokutne składały się z opisu grzechów i nazwijmy to taryfy pokuty, jaką należało za dany grzech zadośćuczynić. Te katalogi grzechów się zmieniały, przede wszystkim powiększały, były coraz bardziej szczegółowe. Wynikało to z potrzeb, jakie mieli spowiednicy. Nie były to księgi oficjalne, stąd różnice między nimi. Każdy, nazwijmy to autor, katalogował grzechy i należną za nie pokutę według własnego uznania. Różnice między poszczególnymi księgami może nie są aż tak radykalne, ale z pewnością zauważalne. Nie było również przymusu stosowania taryf przewidzianych w danej księdze. To zależało od spowiednika. Księgi miały w tym względzie charakter konsultacyjny. Nie było zatem tak, że penitent z góry mógł przewidzieć jaka pokutę otrzyma. Liczyła się nie tylko materia grzechu, ale również okoliczności jego popełnienia, stan społeczny sprawcy, skutki jakie spowodował. Z perspektywy historycznej łatwo stwierdzić na jakie wykroczenia kładziono szczególny nacisk, jakie uważano za szczególnie niebezpieczne i groźne dla duchowości chrześcijańskiej, jakie się powtarzały. Księgi były środkiem kształtowania sumień i postaw moralnych. W najstarszych penitencjałach zwraca się uwagę tylko na większe wykroczenia, typu: zabójstwo, nierząd, świętokradztwo. W późniejszych również na mniejsze, zwłaszcza myśli. Najczęstszą formą pokuty był post, zwykle o chlebie i wodzie. Lżejszą było wyrzeczenie się spożywania mięsa, wina. Inną formą było odmawianie lub śpiewanie psalmów. Mogła to być czynność jednorazowa, np. odmówienie 50 psalmów, lub powtarzająca się: odmawianie określonej ilości psalmów przez wyznaczony czas. Formą pokuty dla małżonków była rezygnacja z pożycia małżeńskiego. Duchownych odsuwano od sprawowania funkcji sakralnych. Pojawiały się propozycje złożenia ofiar materialnych na cele sakralne lub na charytatywne. Pojawienie się pokuty w formie spowiedzi usznej stało się popularne w Kościele łacińskim. Inaczej było w Kościele greckim, ale to już temat odrębny. Polecana lektura: Księgi pokutne, A. Baron, H. Pietras (opracowanie), Synody i Kolekcje Praw 5, ŹMT, Kraków 2011. Chłapowiec M., Pokuta w dokumentach synodalnych chrześcijańskiej starożytności, „Vox Patrum” 30(2010), t. 55, 121 - 134. Kieling M., Zasady ogólne dotyczące praktyk pokutnych na podstawie „Libri poenitentales:, „Vox Patrum” 37(2017), t. 67, 225 – 240. Kieling M., Grzech i pokuta a świadomość świętości w późnej starożytności chrześcijańskiej,”Teologia Patrystyczna” 1(2004), 43 – 54. B. Kosecki, Wyznanie grzechów w praktyce pokuty Kościoła na Zachodzie, „Ruch Biblijny i Liturgiczny” 29 (1976), 65 -81. Myszor W., Grzech i pokuta w Kościele III wieku, „Teologia Patrystyczna” 1(2004), 7 – 18. Zawadzki W., Nauka o pokucie i praktyka pokutna w Kościele rzymskim w okresie starożytności chrześcijańskiej, „Vox Patrum” 10(1990), 807 – 815. [1] Didache 14,1, tłum. A. Świderkówna. [2] Orygenes, Homilie o Księdze Kapłańskiej 2,4, tłum. S. Kalinkowski. [3] Szerzej zob. M. Kieling, Zasady ogólne dotyczące praktyk pokutnych na podstawie „Libri poenitentiales:, „Vox Patrum” 37(2017), t. 67, 230 – 233. [4] Por. Sokrates Sozomen, Historia Kościoła 7,16, tłum. S. Kazikowski. [5] Por. Synod w Ancyrze (314 r.), k. 6; 7; 8. [6] Szerzej zob. Konstytucje apostolskie 2,41,tłum. S. Kalinkowski. [7] Por. Synod w Elwira, k. 22. [8] Por. Bazyli W., List w sprawie kanonów 217, tłum. Krzyżaniak. [9] Por. Św. Ambroży, Listy 11*, tłum. P. Nowak. [10] Szerzej zob. B. Kosecki, Wyznanie grzechów w praktyce pokuty Kościoła na Zachodzie, „Ruch Biblijny i Liturgiczny” 29 (1976), 71 – 72. [11] Tak było mniej więcej do IX wieku, zob. M. Kieling, Grzech i pokuta a świadomość świętości w późnej starożytności chrześcijańskiej, 45. [12] Por., Synod w Toledo w 589 roku, k. 11. - Ponad 12 % polskich dzieci i młodzieży doświadczyło wykorzystania seksualnego i jest to bardzo poważny problem społeczny - mówi ks. Adam Żak SJ, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. W tej sytuacji niezbędny jest Narodowy Program Ochrony Dzieci i Młodzieży, przed tego rodzaju przestępstwami. Wyjaśnia, że to, co robi Kościół w tej dziedzinie, może być dobrym przykładem dla innych środowisk i Przeciszewski, KAI: Jaka jest skala przestępstw pedofilskich w Polsce? Na ile jest to problem dotyczący całego społeczeństwa? Ks. Adam Żak SJ: Jest to bardzo poważny problem społeczny w Polsce. W ostatnich latach wzrasta liczba niektórych rodzajów przestępstw seksualnych przeciw małoletnim. Zdają się to potwierdzać pewne dane. Np. w 2007 r. w Polsce wzrosła drastycznie liczba wykrytych i zgłoszonych przestępstw wykorzystania seksualnego małoletnich. W całym społeczeństwie był to przeciągu 2 lat wzrost 4-krotny – z 2 do ponad 8 tysięcy. Ten wzrost przestępstw wykrytych i zgłoszonych mógł po części wynikać z większej wrażliwości społecznej, ale również ze wzrostu liczby samych przestępstw na przestrzeni kilkunastu lat. Opublikowany przed paru miesiącami „Raport o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce. Dzieci się liczą 2017” w rozdziale „Wykorzystywanie seksualne dzieci” podaje, że 12,4% dzieci i młodzieży w wieku 11-17 lat doświadczyło przynajmniej jednej z form wykorzystania seksualnego. Te i inne dostępne dane mówią, że mamy do czynienia z problemem społecznym. KAI: A co - w oparciu o doświadczenia Księdza - można powiedzieć o skali przestępstw pedofilskich, jeśli chodzi o osoby duchowne? - Na to pytanie nie mam odpowiedzi, ale jest to, w świetle danych, zaledwie odprysk znacznie szerszego problemu społecznego. W krajach gdzie ujawnienia przestępstw wśród duchownych miały miejsce w różnym czasie, np. w USA i w Niemczech okazuje się, że ich skala jest podobna. Australijskie dane mniej więcej z tego samego okresu zdają się być znacznie wyższe. Na Zachodzie znaczący wzrost przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich wśród duchownych przypadł na lata silnych procesów przemian kulturowych i obyczajowych (w tym również w sferze seksualnej), objawiających się m. in. dezintegracją tradycyjnych wartości i więzi społecznych i rodzinnych - czyli na koniec lat 60. i na lata 70. Zwrócę uwagę, że Polska znajdowała się wówczas za żelazną kurtyną, a głębokie procesy transformacyjne ruszyły na dobre dopiero po upadku komunizmu. KAI: Wyjaśnijmy jak w takim przypadku powinny działać struktury kościelne: krok po kroku, zgodnie z "Wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski dotyczącymi wstępnego dochodzenia kanonicznego w przypadku oskarżeń duchownych o czyny przeciwko 6. przykazaniu Dekalogu z osobą niepełnoletnią, poniżej 18. roku życia", zatwierdzonymi w 2015 r. przez Stolicę Apostolską i znowelizowanymi w czerwcu 2017 r. - Zgodnie z hasłem "zero tolerancji". Kiedy zgłoszone przestępstwo wykorzystania seksualnego osoby małoletniej zostaje uznane za prawdopodobne, to wówczas biskup (jeśli chodzi o księdza diecezjalnego) bądź przełożony zakonny (jeśli chodzi o zakonnika) powinien natychmiast poinformować Stolicę Apostolską, a konkretnie Kongregację Nauki Wiary - aby sprawie nadano bieg. Pierwszym etapem postępowania kanonicznego po zgłoszeniu jest dochodzenie wstępne, prowadzone na szczeblu diecezji bądź zakonu. Celem dochodzenia wstępnego jest właśnie ustalenie czy dane przestępstwo jest lub nie jest prawdopodobne. Od ustalenia prawdopodobieństwa dalsze postępowanie toczy się pod kontrolą Stolicy Apostolskiej. Dlatego pod kontrolą, aby zapewnić skuteczność dalszego postępowania. Trzeba uwierzyć diagnozie Benedykta XVI, że największym wrogiem Kościoła nie są zewnętrzni krytycy, lecz grzech w Kościele, którego skutkiem jest takie przyćmienie blasku Ewangelii, jakiego nie znały czasy prześladowań. Dlatego ten problem musi być rozwiązywany w sposób radykalny, zgodnie z hasłem: „Zero tolerancji dla pedofilii w Kościele”. KAI: A kiedy struktury kościelne powinny zawiadamiać o zgłoszonych do nich przypadkach pedofilii państwowy wymiar sprawiedliwości? Jak ta sprawa przedstawia się obecnie z punktu widzenia prawa i jak to powinno być realizowane w Kościele? - 13 lipca br. weszła w życie nowelizacja Kodeksu karnego, która wprowadziła obowiązek niezwłocznego zawiadomienia organów ścigania przez osoby, które mają wiedzę o przestępstwach wykorzystania seksualnego małoletnich. Nowe prawo, obowiązujące wszystkich obywateli, postawiło w nowej sytuacji nie tylko przełożonych kościelnych w odniesieniu do duchownych oskarżanych o popełnienie takiego przestępstwa, lecz także każdego duszpasterza, który w ramach pełnienia posługi uzyskałby wiadomość o takich czynach, niezależnie od tego, kto byłby ich sprawcą. W przypadku, gdy podejrzanym jest duchowny a wstępne ustalenia potwierdzą wiarygodnie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego, wtedy przełożony ma obowiązek upewnić się, czy zgłoszenie już zostało dokonane, lub sprawić że zostanie dokonane. Ta sprawa została szczegółowo uregulowana przez wspomnianą już nowelizację wytycznych. Delegaci przełożonych kościelnych zostali odpowiednio przeszkoleni w tych sprawach i wiem, że znowelizowane wytyczne funkcjonują. KAI: A jakie kary przewiduje Kościół wobec kapłanów dopuszczających się takich przestępstw? - Najpoważniejszą karą jest wydalenie ze stanu duchownego. Z danych jakie Stolica Apostolska opublikowała parę lat temu za lata 2004 - 2014, wynika, że Kongregacja Nauki Wiary otrzymała w tym czasie 3 tys. 420 zgłoszeń z całego świata, z czego wydaleniem ze stanu kapłańskiego, czyli najcięższą karą ukarano 848 duchownych a 2 tys. 572 kapłanów obłożono innymi karami kościelnymi. Mogła to być kara zawieszenia w posłudze kapłańskiej na pewną ilość lat, ograniczenia posługi, zakazu kontaktów z dziećmi i młodzieżą, itp. Kościół nie posiada środków przymusu, a kary kościelne zmierzają do „uzdrowienia” sprawcy, do tego aby się nawrócił. Muszą one być też proporcjonalne do ciężkości czynów. KAI: Jak Kościół powinien traktować ofiary bądź ich rodziny, które się zgłaszają, od kiedy powinna być im udzielana pomoc i jaka? - Od momentu uzyskania informacji o prawdopodobnym przypadku wykorzystania seksualnego osoby małoletniej przełożony kościelny zobowiązany jest do udzielenia ofierze pomocy duchowej, psychologicznej i w razie potrzeby również prawnej. Pomoc i opieka należy się ofierze i jej rodzinie oraz wspólnocie kościelnej, w której miało miejsce przestępstwo. Pomoc ta rozpoczyna się od przyjęcia zgłoszenia. KAI: Czy można powiedzieć, że Wytyczne polskiego Episkopatu zostały już wdrożone? - Dość powszechna jest w Kościele w Polsce pozytywna reakcja odnośnie do stosowania norm Stolicy Apostolskiej i wytycznych Episkopatu Polski. Świadczy o tym chociażby liczba zgłoszeń do Kongregacji Nauki Wiary, która w przypadku Polski rośnie. Ale wcale nie musi to być skutek wzrostu ilości tych przestępstw wśród duchownych, ale może np. wynikać z faktu, że Wytyczne uchwalone przez Konferencję Episkopatu i inne działania Kościoła zostały przyjęte przez poszkodowanych jako zachęta do zgłaszania się do przełożonych kościelnych. Obecnie, jeśli przełożeni otrzymują wiadomość o przestępstwie, to rozpoczynają przewidziane procedury. Nie oznacza to od razu, że wszyscy w Kościele, duchowni i świeccy, są przekonani o potrzebie głębokich zmian w postawach i dostrzegają zamysł Opatrzności, która oczyszcza swój Kościół. Jest to pewien proces, który ma swoją dynamikę, ale zmierza w tym właśnie kierunku. KAI: Jakie są główne przyczyny pedofilii wśród duchownych? - Takie same, co w innych grupach społecznych. Wykorzystanie seksualne małoletnich pojawia się często na końcu łańcucha uzależnień jakiemu ulega dany człowiek, w tym i kapłan, z powodu własnej niedojrzałości: korzystania z używek, oddalania się od życia wspólnego, nie radzenia sobie ze stresem, itd. Niedojrzałość a nie dewiacyjne zaburzenia preferencji seksualnej, to najczęstsza przyczyna prowadząca do poszukiwania tego rodzaju „rekompensaty”. Wśród przyczyn czynów pedofilskich, znaczące miejsce zajmuje zatrzymanie rozwoju seksualnego sprawców na jakimś etapie dojrzewania. Co oznacza, że ich faktyczna tożsamość seksualna nigdy się nie wykształciła. Psychicznie, pod względem seksualnym i emocjonalnym pozostają oni nastolatkami niezdolnymi do dojrzałych relacji z rówieśnikami. W związku z tym nie szukają partnerki czy partnera dorosłego, tylko właśnie wśród nastolatków. Największym indywidualnym czynnikiem ryzyka jest po prostu niedojrzałość psychoseksualna. Stąd ogromne znaczenie formacji ludzkiej w nowicjatach zakonnych i w seminariach. Natomiast czym innym są tzw. sprawcy preferencyjni, czyli tacy, którzy mają trwale zaburzoną preferencję seksualną. Jest ich stosunkowo niewielu. Przy czym mają oni największą ilość ofiar. W USA gdzie rzecz przebadano dokładnie, wszystkich sprawców czynów pedofilskich było 4 tys. 392 w ciągu 52 lat wśród ok. 110 tys. księży zakonnych i diecezjalnych. Natomiast sprawców preferencyjnych czyli księży z trwałym zaburzeniem preferencji seksualnej o nazwie pedofilia, było zaledwie 137. A więc sprawcy preferencyjni to ok. 4 % wszystkich sprawców tego typu przestępstw. KAI: A czy istnieje związek miedzy homoseksualizmem a pedofilią? - Może to być wyłącznie hipoteza badawcza, która nie została udowodniona. Faktem natomiast jest, że jeśli chodzi o sprawców wśród duchownych, to proporcje wykorzystywania chłopców i dziewczynek są odwrotne niż w świecie. Wśród świeckich najczęściej wykorzystywane są dziewczynki, natomiast przez duchownych chłopcy - 80 %. Przyczyny tego zjawiska w Kościele są bardzo różne. Między innymi fakt, że dla księży na ogół chłopcy są bardziej dostępni. Sporą rolę zdaje się odgrywać również i w tym przypadku niedojrzałość psychoseksualna objawiająca się m. in. brakiem jasnej tożsamości seksualnej. W każdym razie sprawa wymaga badań w wielu kierunkach. KAI: NA czym polega rola Księdza jako koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży ze strony Konferencji Episkopatu Polski? - Odpowiedź musiałaby być bardzo długa. Powiem krótko. W pierwszym etapie trzeba było stworzyć system odpowiedzi na zgłoszenia tego typu przestępstw w Kościele. Wymagało to przygotowania i przeprowadzenia pogłębionych szkoleń dla delegatów przełożonych kościelnych, tak by byli zdolni realizować w diecezjach i zakonach procedury przewidziane przez Wytyczne Konferencji Episkopatu. Mając świadomość, że pomoc dla osób poszkodowanych zaczyna się od zgłoszenia krzywdy, niemal równolegle zostały przygotowane i przeprowadzone szkolenia dla duszpasterzy wyznaczonych przez przełożonych do pomocy ofiarom, ich rodzinom oraz wspólnotom, w których dokonało się przestępstwo. Dla prowadzenia tej działalności szkoleniowej w 2014 r. w Akademii Ignatianum w Krakowie powstało Centrum Ochrony Dziecka. W każdej diecezji i w każdym większym zgromadzeniu zakonnym został wyznaczony delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży. Tworzą oni ogólnopolską sieć. W całej Polsce biskupi oraz wyżsi przełożeni zakonów męskich mianowali w sumie 80 delegatów oraz 69 duszpasterzy. Delegaci są we wszystkich polskich diecezjach, a niektóre wyznaczyły więcej niż jednego duszpasterza. Sieć delegatów sprawdza się bardzo dobrze. Między innymi przy ich pomocy przed Światowymi Dniami Młodzieży w r. 2016 zostało przeszkolonych w całej Polsce ok. 1500 wolontariuszy. Wiem, że w kilku diecezjach i zakonach delegaci organizują szkolenia we własnym zakresie. KAI: Jaka jest skala szkoleń prowadzonych przez Centrum Ochrony Dziecka? - Równocześnie ze szkoleniami delegatów i duszpasterzy wyznaczonych przez przełożonych rozpoczęliśmy systematyczne szkolenia dla księży diecezjalnych i zakonnych pracujących w duszpasterstwie. W niektórych diecezjach uczestniczyło po kilkuset księży. Wciąż jesteśmy zapraszani przez biskupów i przełożonych zakonnych. W wielu miejscach przyjmuje się taki model, że szkolenie w zakresie ochrony dzieci i młodzieży staje się stałym elementem formacji po święceniach. Również wiele seminariów diecezjalnych i zakonnych realizuje programy szkoleń dla kleryków. Tym co ogranicza zasięg szkoleń jest wciąż brak odpowiednich specjalistów w tej materii. Dlatego Centrum Ochrony Dziecka zainicjowało w Akademii Ignatianum studia podyplomowe w zakresie profilaktyki wykorzystania seksualnego małoletnich. Równocześnie ze szkoleniami zainicjowaliśmy pracę nad przygotowaniem programów prewencji. To jest drugi filar zaangażowania COD, który rośnie. Mam świadomość, że cała ta działalność to zaledwie początek. Brakuje wielu narzędzi. Poza tym Kościół w tej materii nie działa w próżni, tylko w konkretnym społeczeństwie zorganizowanym w państwo. Coraz wyraźniej widzę, że dla zbudowania nowoczesnego systemu prewencji nie wystarczy prawo karne. Problemem wymagającym przezwyciężania jest jeszcze sporo ignorancji związanej z wiedzą o sprawcach, o czynnikach ryzyka tkwiących w nas samych, w naszych instytucjach, w kulturze klerykalnej, w tendencji do bagatelizowania skutków wykorzystania u ofiar. KAI: Czy - idąc wzorem Kościoła - nie przydałby się np. narodowy program ochrony dzieci i młodzieży w Polsce? - Polska jest sygnatariuszem nie tylko Konwencji Praw Dziecka przyjętej ponad 25 lat temu przez ONZ, lecz także Konwencji Rady Europy o ochronie dzieci przed seksualnym wykorzystywaniem i niegodziwym traktowaniem w celach seksualnych przyjętej w r. 2007 w Lanzarote. Podpisując i ratyfikując tę konwencję Polska zobowiązała się do budowy systemu prewencji. Rzecznik Praw Dziecka postuluje opracowanie Narodowej Strategii na Rzecz Walki z Przemocą Wobec Dzieci. Argumentów za takim rozwiązaniem jest wiele. Wspomniany już w tym wywiadzie raport „Dzieci się liczą 2017” dostarcza wielu argumentów. KAI: O radykalnej postawie Kościoła świadczy fakt, że niezależnie od rygorystycznego traktowania duchownych, którzy ulegli tego rodzaju przestępstwom, w czerwcu 2016 r. papież Franciszek wydał dokument nakazujący karanie biskupów i przełożonych zakonnych w sytuacjach, kiedy udowodni się im ukrywanie sprawców pedofilii. - Ogłosił to w liście apostolskim motu proprio „Come una madre amorevole” [Jak miłująca matka], z 4 czerwca 2016 r. Definiuje w nim odpowiedzialność biskupów, eparchów katolickich Kościołów wschodnich i innych duchownych, sprawujących władzę w Kościele lokalnym, za niepodejmowanie działań w razie zaistnienia przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych. Motu proprio oprócz procedur określa także kary dla biskupów i przełożonych, aż do usunięcia z urzędu włącznie. KAI: Dlaczego Franciszek zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie? - Są dwie przyczyny kryzysu związanego z przestępstwami wykorzystania seksualnego małoletnich wśród duchownych. Pierwszą są same przestępstwa popełnione przez duchownych a drugą zaniedbania przełożonych, czyli brak odpowiedniej reakcji. Taką diagnozę po raz pierwszy postawił publicznie Jan Paweł II w kwietniu 2002 r., a następnie wielokrotnie powtarzał Benedykt XVI. Dotąd papieże dawali odpowiedź na ten pierwszy problem, czyli stanowili normy jak postępować wobec wykrycia lub zgłoszenia przestępstwa a także w jaki sposób pomagać ofiarom. Natomiast Franciszek uzupełnił to o zasady dotyczące postępowania Kościoła w przypadku braku należytej staranności ze strony przełożonych w stosowaniu prawa w przypadkach tych przestępstw. Za brak staranności grozi przełożonemu kościelnemu usunięcie z urzędu. Naszymi ustami możemy podawać plotkę lub pocałunek, słowa miłości lub zdrady. Wczoraj Judasz zdradził Jezusa pocałunkiem, dziś kładziemy palec na usta, wstrząśnięci tym, do czego zdolny jest człowiek. Tylko ludzie są zdolni do mowy i do pocałunku. Milczenie rodzi się w nas, gdy spotykamy się z tajemnicą, która przekracza nasze rozumienie. Hiob spierający się z Bogiem, kiedy ten w końcu ukazał mu wielkie dzieło stworzenia i jego harmonię, mówi: „Jam mały, cóż Ci odpowiem? – rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem nie więcej, drugi raz niczego nie dodam” (Hiob 40, 5). W Muzeum Narodowym w Warszawie przechowywany jest fresk z połowy VIII wieku, przedstawiający św. Annę w geście nakazującym milczenie. Przypuszczalnie ma on symbolizować niepokalane poczęcie Maryi, które według legendy nastąpiło przez pocałunek Anny z Joachimem przy bramie jerozolimskiej. Anna wobec tajemnicy wzywa do zachowania milczenia. Mowa tutaj o apokryficznym opowiadaniu o niepokalanym poczęciu, ale przecież tym milczeniem przepełnione są Ewangelie, szczególnie tekst św. Łukasza. Maryja przez cały czas milczy na temat poczęcia Jezusa. Milczy Józef. Milczy wreszcie Zachariasz, którego niemota jednocześnie staje się proroctwem, o tym, który ma się narodzić. Święta Anna, Faras VIII w. Św. Ignacy Antiocheński w liście do Efezjan pisze o trzech tajemnica, które zostały ukryte przed Szatanem: „Nie pojął książe tego świta dziewictwa Maryi ani Jej macierzyństwa, podobnie jak śmierci Pana, owych trzech głośnych tajemnic, które dokonały się w ciszy Boga” (19,1). W tekście greckim mówi się nie o głośnych (lub „sławnych”), lecz o krzyczących tajemnicach. Trzy momenty, o których wspomina Ignacy, to chwile największego emocjonalnego napięcia: poczęcie, poród i śmierć. Te trzy tajemnice zostały skryte przed Szatanem, ponieważ nikt wtedy nie krzyczał. Dokonały się one również nie w milczeniu, lecz w ciszy Boga. Tekst grecki mówi o „hesychia Teou” – pokoju Boga. Gest milczenia, który widzimy na starożytnym fresku, z jednej strony jest wezwaniem do uszanowania tajemnicy, z drugiej do walki z Szatanem. Milczenie czyni niewidocznym dla jego oczu to, co poczyna się w nas z Boga. Istnieje jeszcze jeden starożytny obraz przedstawiający bardzo podobny gest. Jest na nim dziewczyna z herkulańskiego fresku. Historycy sztuki nazwali ją Safona. Tak opisuje ją Zygmunt Kubiak: „w jednej ręce trzyma ona woskową tabliczkę do pisania, a w drugiej rylec, który w zamyśleniu przytknęła do zamkniętych ust: coś ma napisać, a teraz milczy: nie chce przemówić mową inną niż mowa sztuki”. Autor zestawia ją ze św. Anną z Faras „z palcem przyciśniętym do warg, tak samo dziwna, nie do zapomnienia”. Gest Safony oznacza jednak coś zupełnie innego niż gest św. Anny. To nie jest wezwanie do uszanowania tajemnicy, lecz moment oczekiwania na natchnienie, kiedy łaska poezji spłynie na jej usta, a z nich na rylec i tabliczkę. Jest w tym oczekiwaniu na natchnienie, odpowiedzialność, która wie, że słowa najważniejsze potrzebują czasu, ponieważ będą powtarzane przez wielu. Safona, Herkulanum I w. W Wielka Sobotę wszystko milczy. Kościół powstrzymuje się od sprawowania Eucharystii. W tym milczeniu odnajdujemy milczenie św. Anny, jak również milczenie Safony. Przede wszystkim myślę tu o adoracji tajemnicy. W starożytnej homilii przeznaczonej na Wielką Sobotę, czytamy: „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła”. Śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa wzywa nas do milczenia, które wypływa z ogromu tajemnicy, przed którą stajemy. Równocześnie to milczenie ma jeszcze inny wymiar. Jest ono walką ze zwątpieniem, które może się w nas zrodzić. Zachariasz, kiedy zwątpił w słowa anioła, został dotknięty niemotą, również dlatego, żeby swej niewiary nie rozsiewał dalej. Milczenie chroni nas przed atakami złego ducha. Ogarnięci pokojem i milczeniem samego Boga, pozostajemy niezauważeni przez diabła. I wreszcie milczenie Wielkiej Soboty, jest milczeniem pełnym nadziei. Jest oczekiwaniem na słowa, które dopiero przyjdą: „Zmartwychwstał! Nie ma go tutaj.” Na głównym korytarzu krakowskiego klasztoru dominikanów widnieje napis: SILENTIUM. Często nie dostrzegamy jego paschalnego wymiaru, a odczytjemy go jedynie jako zewnętrzny nakaz zachowania ciszy i nie przeszkadzania drugim. Milczenie zakonne ma jednak głęboki teologiczny wymiar, szczególnie związany z tajemnicą Wielkiej Nocy. Dawno temu o. Emanuel Działa OP pisał o odradzającym się powoli zainteresowaniu milczeniem: „Wydaje się, że jest obecnie w Kościele nie tylko oznaka osłabienia najświętszego prawa milczenia, lecz również pewne oznaki renesansu. Np. w niektórych polskich seminariach duchownych święte milczenie jest w większej cenie niż w niektórych starych zakonach, gdzie rojno i gwarno. Sami świeccy okazują potrzebę religijnego milczenia, występują z różnymi interesującymi pomysłami i w tej atmosferze czują się dobrze. Osobne miejsce w żywieniu się świętym milczeniem zajmują chorzy, zwłaszcza wielcy chorzy, dla których choroba stała się codziennym chlebem. Milczenie przed Bogiem pozwala im wejść głębiej w tajemnicę Odkupienia, lepiej zrozumieć lub raczej odgadnąć tajemnicę swego krzyża. To właśnie wśród nich rodzi się najczęściej modlitwa kontemplacyjna, pokrzepiająca ich w ich trudnym życiu”. Milczenie prowadzi nas do spotkania, do słów, które niosą życie i do pocałunku, który jest spotkaniem z Bogiem. Kontemplacja rodzi się w milczeniu. Fra Bartolomeo, Święty Dominik, XV w. Tekstu kazał się pierwotnie na stronie Ciche i pokorne służebnice Pana. Zaślubione Bogu. Służące Jemu i ludziom. Służące. Koniec końców, to właśnie z służącymi często utożsamiane są siostry zakonne w Polsce. Czy pójście do zakonu to jednocześnie przyjęcie na służbę księżom i starszym siostrom w zakonie? Gdzie w tym wszystkim radość służenia Bogu? Nie pomylę się, jeśli napiszę, że w Kościele „ryby i zakonnice głosu nie mają”. Częściej niż siostry zakonne, ale pewnie trochę rzadziej niż kapłani wypowiadają się świeccy. Utarło się zatem przekonanie, że zakonnice to niewykształcone kobiety, które w swojej głupocie (przepraszam Siostry) oddały się na służbę… no właśnie – w zasadzie wszystkim. Historyczne zaszłości sprawiły, że siostry z zakonów, które uległy kasacie, nie miały się gdzie podziać i tak, często do ich charyzmatu, dołączył jeszcze jeden – służba kapłanom na plebaniach. Oprócz troski o zakrystię, niekiedy przygrywanie na organach, dbały o parafialny dom gotując i sprzątając. Tak, często jest do dziś, choć trzeba zauważyć, że wiele zgromadzeń znów powoli uniezależnia się od księży. I dobrze. W momencie, gdy służba zamienia się w niewolnictwo należy odciąć toksyczne więzy, nawet za cenę opuszczenia strefy komfortu. Być może wciąż za wolno, ale siostry wyłamują się ze stereotypu sióstr służek. Niesamowite dzieła które prowadzą – domy dziecka, pomocy społecznej, samotnej matki, przedszkola, szkoły – wymagają kwalifikacji, których nie powstydziłby się nie jeden manager, a siostry po prostu robią swoje. Także z edukacją wyższą sióstr nie jest tak źle, gdyż znakomita większość, jeśli nie wszystkie posyłane są na studia teologiczne, a niektóre z nich sięgają po jeszcze wyższe tytuły naukowe. O ile księży doktorów jest masa, to jeszcze kilka lat temu tytuł siostry doktor budził zdziwienie. Dziś już nie. Szerokość ich zaangażowania duszpasterskiego jest niezwykła – wiele z nich odwiedza więzienia, poprawczaki, posługuje w szpitalach, wyciąga dziewczyny z prostytucji i bezdomnych z życiowego dołka. Tysiące zakonnic za granicą stanowią często zielone oazy na pustkowiu laicyzacji, a tam, gdzie ludzie już zapomnieli, lub nawet nie poznali Bożej miłości przypominają o Jego realnej obecności niczym wieczna lampka przy tabernakulum. Także te klauzurowe, choć nieobecne dla świata, dają o sobie znać, przynosząc duchowe owoce swojej żywej obecności. Choć dla wielu ludzi habit jest jak ściana, której nie są w stanie pokonać, to myślę, że ŚDM w Krakowie udowodniły nam, że zakonnice to całkiem zwyczajne kobiety. Choć widok zakonnicy w fastfoodzie nadal zaskakuje (no przecież mają czasem ochotę na jakiś mleczny koktajl), to nie aż tak jak przed 2016. Bo zakonnica i burgera może zjeść, a może nawet piwa ze znajomymi skosztować. Bo dlaczego nie? To też człowiek. Kiedyś w rozmowach ze znajomymi przewinął się temat powołania i różnic między życiem księdza i zakonnicy. Niemal oczywistym było to, że księża mają lepiej. Od prozaicznego „świeckiego” wyjścia na miasto (bo siostra przecież nie porzuca habitu), po kwestie utrzymania i zarobków. Wniosek był prosty – o ile ktoś może iść „na księdza” między innymi z pobudek materialnych, to ten czynnik w wypadku sióstr zakonnych jest zdecydowanie nierealny. I to nie jest tak, że siostry żyją w skrajnym ubóstwie i przymierają głodem. Wiele z sióstr, z którymi rozmawiałem na temat zakonnego ubóstwa przyznaje, że ich styl życia nie różni się od statusu średnio sytuowanej polskiej rodziny. Podkreślić jednak należy, że w zakonach nie ma miejsca na rozrzutność i zachcianki. W niektórych zgromadzeniach siostry otrzymują skromne, ale wystarczające kieszonkowe, w innych potrzeby sygnalizowane są ekonomowi zakonnemu. Minęło już trochę czasu od mojej lektury „Zakonnice odchodzą po cichu” Marty Abramowicz. Choć jednym historie tam zawarte mogą się wydawać zdecydowanie przerysowane, drugim z kolei absolutnie prawdziwe, to zdecydowanie stonowałbym nastroje. Różnice między żeńskimi i męskimi zgromadzeniami zakonnymi są takie jak między kobietami i mężczyznami, stąd emocjonalność kobiet ma pewnie jakiś wpływ na atmosferę w domach. Studzeniu emocji może pomóc kapelan czy spowiednik, a wydaje się że formacja kapłanów ma w tej materii jeszcze wiele do nadrobienia. Dużą odpowiedzialność za atmosferę w zakonie ma jego głowa. To przełożony generalny odpowiada w pierwszej kolejności za realizację zakonnego charyzmatu, a by tego dokonać, potrzebny jest zgrany zespół. Źle się dzieje jeśli przełożona w swoich decyzjach bagatelizuje współsiostry, czy to młode, czy starsze, bo zarówno jedne jak i drugie wiele wnoszą we wspólnotę – długoletnie doświadczenie tak duchowe jak i duszpasterskie, młodzieńczy zapał, a także nieoceniony krzyż cierpienia. Trzeba jednak pamiętać, że tam gdzie człowiek, tam zawsze mogą pojawić się błędy. Bo jesteśmy tylko ludźmi. W mojej parafii jeszcze do dziesięć lat temu posługiwały siostry. Krajobraz rodzinnego miasteczka niczym złota nić przeszywały ciemne habity Sióstr Józefitek. Niemal 90 lat pobytu w Mielcu wypełniła troska o założoną ochronkę, a później przedszkole, katechizacja w szkołach podstawowych i katecheza maluchów w parafii, nieoceniona praca z dziewczynkami z Dziewczęcej Służby Maryjnej i niezwykłe świadectwo życia dawane młodzieży. Do tego tytaniczna praca w kancelarii parafialnej, troska o dom parafialny i kościół – od kwiatów i porządków po okolicznościowe dekoracje. Do dziś odwiedzając parafialną świątynie mam przed oczyma siostry, które zawsze zajmowały ławkę w pobliżu prezbiterium, a pośród pamiątek z dzieciństwa przechowuję dyplomy potwierdzające uczestnictwo w katechezach dla dzieci. Pamiętam jasełka organizowane w Parafii i późniejsze wyjazdy w różne zakątki w nagrodę za uczestnictwo. Pamiętam siostrę Balbinę, na której wieszaliśmy się w przedszkolu jak na choince i szybciutkie tempo siostry Marciny śpieszącej na lekcje do szkoły. Pamiętam siostrę Pacyfikę, która przynosiła nam na próby jasełek kanapki i herbatę, a jej donośny śmiech rozbawiał każde smutne serducho. Pamiętam siostrę Klemensę i taniec „Pingwinka” na rynku. Wspominam mądre rozmowy z siostrą Elizeuszą i wsparcie od siostry Viannei. Miałem to szczęście, że nie spotkałem złej siostry. Dla mnie wszystkie są święte. Dziękuję Wam Siostry! Choć z roku na rok sióstr ubywa, to wierzę, że Pan Bóg nie dopuści, aby wyginęły jak dinozaury. Poświęcenie swojego życia dla Pana Boga jest czymś po prostu pięknym. Jako że siostry zakonne są takim moim „hobby” (po prostu są jak superbohaterowie ze wszystkimi atrybutami – od superwdzianka, po supermoce) zawsze nowo poznane siostry pytam, czy są szczęśliwe. I wiecie co? Mimo pracy w trudnych środowiskach, różnorakiej sytuacji we wspólnocie, wszystkie zgodnie odpowiadają że tak. Bo życie dla Boga, z Bogiem i w Bogu zawsze daje szczęście. POZIOMO: 1] zebranie kardynałów pod przewodnictwem papieża, 12] Janusz..., ksiądz, poeta, eseista, profesor, 13] jeden z przedmiotów wzajemnie od siebie współzależnych, 14] może być o pracę, 15] godność tytularna niektórych biskupów, 19] świąteczna strucla, 22] rytualne oblewanie wodą stóp, 24] Stefan ..., król Polski, 25] duży motyl nocny, 26] modlitwa przed wschodem słońca, 28] państwo w Azji, gdzie dominuje katolicyzm, 31] dokuczliwy owad, 35] mała ryba morska, 37] imię błogosławionego kapłana Pankiewicza, 39] można je komuś nadać, 40] słuchacze, widownia, 41] dzielnica Gdańska z katedrą, 42] element optyczny lunety, 44] podskakuje do bloku, 45] czas pracy górnika w jednym dniu,49] dżem lub marynata, 51] podstawka pod świecę, 53] pieśń żałobna w starożytnym Rzymie, 54] przełożony klasztoru w niektórych zakonach, 55] potoczna nazwa części Krakowa z kompleksem sakralnym, 56] niewielka pracownia usługowa lub produkcyjna(zdrobniale). PIONOWO: 2] bojowa jednostka marynarki, 3] pojazd w wyścigach kłusaków, 4] angielski pies myśliwski, 5] tępa część siekiery, 6] materiał wtórny dla hut, 7] letniskowa wieś nad Pilicą, 8] filiżankowa rączka, 9] Giuseppe…, włoski kompozytor operowy, 10] ceremonia przywdziania habitu zakonnego, 11] gwałtowny wybuch, 16] damka lub składak, 17] tkanina wełniana, 18] nazwa zespołu Marka Grechuty, 19] figura stylistyczna, przenośnia, 20] ciągliwy, srebrzystoszary metal, 21] przedmowa w utworze literackim, 23] część modlitwy brewiarzowej, 27] członek zakonu rycerskiego założonego w 1119r. w Jerozolimie, 29] gloryfikacja, uwznioślenie, 30] modlitwa wzorowana na różańcu, 32] zestaw półek dzielących pomieszczenie, 33] konwojujący oddział zbrojny, 34] rzemieślnik od przerabiania skóry, 35] biblijny siłacz, 36] chwilowa zachcianka, 38] czule o piastunce, 43] katalog z szablonami, 44] wyrabia meble, 46] oblicze(Mt17,6), 47] ciżba, natłok, 48] część instytucji, 49] czarny materiał izolacyjny, 50] miasto na trasie podróży św. Pawła (Dz 18,19), 52] kładka prowadząca na statek. Litery z numerowanych na czerwono pól utworzą początek rozwiązania. Rozwiązanie krzyżówki nr 13/2022 i nazwiska laureatów będą opublikowane 24 kwietnia 2022 r. Nagrodzimy sześć osób, które do 14 kwietnia 2022 r. nadeślą prawidłowe hasło krzyżówki z najciekawszym dokończeniem. Prawidłowe hasło krzyżówki z dokończeniem wyślij SMS-em (bez polskich znaków) poprzedzonym słowem GOSC na numer 7168. Koszt wysłania jednej wiadomości wynosi 1,23 zł brutto. SMS nie może przekroczyć 160 znaków. ZOBACZ NAGRODĘ TYGODNIA Regulamin

przełożony klasztoru w niektórych zakonach